Sezon grzybowy rozpoczął się w końcu na Podlasiu, nie jest to jeszcze niestety wysyp, chyba że grzybiarzy. Mimo wszystko grzybobranie w sobotę miałam całkiem udane – 70 prawdziwków, ładnych zdrowych i nadających się w większości do suszenia. Innych rodzajów grzybów było mało, ale też trochę się uzbierało do jedzenia i suszenia.
Kiedyś suszyłam grzyby u babci w piecu chlebowym, ale doszliśmy do wniosku, że w wieku 80 kilku lat, należy się trochę babci odpoczynku i opracowałam własną metodę szybkiego suszenia w piekarniku.
Co jest potrzebne:
- piekarnik z wentylatorem – temp. 100 stopni C, dosuszanie 75,
- folia aluminiowa,
- cienkie gałązki z wiśni lub brzozy (sporo),
- grzyby.
Blachy wykładam folią aluminiową i na nią kilka warstw gałązek. Grzyby układam na gałązkach, aby były częściowo w powietrzu. Wstawiam do piekarnika, następnie w pierwszym etapie jak się grzyby trochę zetną sprawdzam, czy puściły wody. Jeśli tak wylewam, patyczki przytrzymają grzyby. Przewracam w czasie suszenia, a jak są prawie suche zdejmuje z patyczków i dosuszam na folii aluminiowej. Jeszcze jedno przy włączonym wiatraczku nie ma potrzeby suszyć przy otwartym piekarniku.
Grzyby suszę w dość dużych kawałkach (całe kapelusze lub na ćwiartki, korzenie na kilka kawałków), mimo to, proces suszenia nie jest taki długi i wynosi ok. 7-10 godz. Jak pokroi się na mniejsze kawałki czas automatycznie się zmniejsza. W czasie suszenia należy zrobić przerwę np.: 4-5 godz. suszenia, na noc wyłączony, rano dosuszanie 1-2 godz. Jak zaczną grzać kaloryfery to można dosuszać na nich, ale nie suszyć, bo nie są takie fajne jak suszone w piekarniku.
W niedzielę miały być XI Podlaskie Targi Rzeźby Ludowej, Kowalstwa i Tkaniny Dwuosnowowej w Białymstoku i niby były ale bardzo słabiutkie, straszne pustki – dosłownie kilka stoisk. Myślałam, że będzie tak jak w poprzednich latach, ale coś zawiodło i nawet nie było sensu robi zdjęć.
Mimo to udało mi się kupić zapas miodu, bo taki był główny cel. Na targi mieli zawitać pszczelarze nagrodzeni na featynach miodowych jakie miały miejsce w sierpniu w Tykocinie i Kurowie, ale też słabiutko bo chyba 4 stoiska. Kupiłam miodek lipowy i bagno u sprawdzonego producenta. Bagno to miód wielokwiatowy z kwiatów występujących na bagnach, w tym z dodatkiem stulisza. O miód stuliszowy zawsze pytam, bo jest smaczny i świetny na gardło, ale z tym kwiatkiem jest raczej problem, tylko raz był dostępny bez innych kwiatów.
Kapryśna pogoda wpłynęła na zbiory i miody są w tym roku dość drogie, w zależności od rodzaju od 25-35 zł za duży (litrowy) słoik.
Przepis na piernik z jabłkami z dodatkiem miodu lipowego.
2 szk. mąki pszennej
½ szk. cukru
2 jajka
½ szk. oleju
2 łyżki płynnego miodu lipowego
2 łyżki śmietany
3 łyżeczki przyprawy do piernika
2 łyżeczki proszku do pieczenia (czubate)
½ szk. suszonych śliwek, moreli, rodzynek i skórki pomarańczowej (generalnie kto co lubi)
1 szk. startych kwaśnych jabłek (odciśnięte)
do formy: masło lub margaryna, bułka tarta
Jajka utrzeć z cukrem, miksując dodawać stopniowo: olej, śmietanę, miód, mąkę przesiana z proszkiem do pieczenia i przyprawą do pierników. Dodać bakalie (wcześniej umyć i pokroić w paseczki, przesuszyć i posypać mąką) i na koniec starte jabłka (dokładnie odciśnięte) – delikatnie wymieszać (nie miksować). Przygotować podłużną formę, przełożyć ciasto i piec ok. 50 min – do 1 godz. w piekarniku nagrzanym do 180 C (sprawdzać patyczkiem). Do ciasta pasuje polewa cytrynowa.