Świeżutka relacja właściwie z zakończenia jarmarku (dziś około godz. 15), bo pojechaliśmy późno. Ukrop niesamowity, więc plus za to, że tłumów już nie było i chyba też części wystawców.
Grabie jeszcze można było kupić i oczywiście wiklina w dowolnej formie.
Mydełka tak słodkie, że trzeba uważać i nie lizać.
Drewniane zabawki, może kupimy później Matiemu.
Ceramiczne ptaszki grające, na wodę i na sucho. Te śliczności przyjechały aż z Gdańska.
Cudowne skóry, mięciutkie :)
Były też jeszcze katarynki (ta w oddali, to z Japonii), których koncertu słuchaliśmy już w sobotę.
i uciekliśmy z tego upału do domu. Podobno idą burze, na razie ciągle pali słoneczko.