Sezon letni w pełni więc czas na kolejne całkiem fajne lekkie czytadło, oczywiście z motywem robótkowym w tle.
Rebecca Moray archeolog tkanin, otrzymuje grant na przeprowadzenie badań nad ściegami swetrów. W tym celu wraz z córeczką Rowan, przybywa do Irlandii na rodzinną wyspę swojej najlepszej przyjaciółki. Miejscowa społeczność przyjmuje ją ciepło, jak dobrą znajomą przez pryzmat słyszanych wcześniej opowieści.
Rebeka nie jest beztroską dziewuszką, przybywa na wyspę z brzemieniem wydumanej „winy” z przeszłości, które wpływa na jej obecne postępowanie. Samej bohaterki jakoś nie polubiłam, chodziła taka ciągle nafukana i nieraz jej postawa bardzo mnie drażniła.
Jak się okazało jeszcze większy ciężar w sercu nosił też stary samotny rybak Sean, który zaprzyjaźnia się z Rowan córką Rebecci.
Z pozoru dwie zupełnie inne historie z tragicznej przeszłości, które poznajemy w trakcie rozwoju akcji, zmierzają do wspólnego oczyszczającego finału.
Z pozoru dwie zupełnie inne historie z tragicznej przeszłości, które poznajemy w trakcie rozwoju akcji, zmierzają do wspólnego oczyszczającego finału.
W książce jest też oczywiście wątek romansowy głównej bohaterki, który prowadzony był jak dla mnie trochę nieudolnie i bardziej mnie rozbawiła niż wciągnęła cała sytuacja. Autorka zastosowała zasadę, że jak gaśnie światło to wiadomo co się dzieje. Oczywiście nie wymagam od razu opisu jakiegoś szalonego seksu, ale tylko zachwyty nad „urodą” rudego Irlandczyka, to trochę za mało.
Temat badania splotów swetrów bardzo mnie zainteresował, ale czuję pewien niedosyt. Myślę, że można było z tego wyciągnąć więcej fajnych historii mieszkańców wyspy.
A jak powstały specyficzne wzory swetrów na tej wyspie? istnieje kilka wersji:
- z błędu przy ściegach,
- były tworzone indywidualne dla danej osoby. Mieszkańcy wyspy przeważnie zajmowali się łowieniem ryb, w przypadku utonięć takie specyficzne ściegi pozwalały rozpoznać topielca,
- stanowiły zaszyfrowane informacje dla spiskowców.
Klimat małej wysepki został oddany bardzo plastycznie, chociaż ta właściwie w rzeczywistości nie istnieje :).
Klimat małej wysepki został oddany bardzo plastycznie, chociaż ta właściwie w rzeczywistości nie istnieje :).
Chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńciekawe czy taka książka będzie u mnie w bibliotece? Jak będzie to przeczytam bo mimo pewnych niedociągnięć zaciekawiła mnie ta pozycja:)
OdpowiedzUsuńmusze przeczytac brzmi zachecajace :) a jeszcze zwiazana z moim obecnym miejscem zamieszkania :)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia z tymi ściegami, na pewno przeczytam :)) Z książek z dzierganiem w tle przypomina mi się Chmielewskiej "Ostatnie zdanie nieboszczyka" (była nawet zekranizowana), gdzie samego dziergania co prawda dużo nie było, ale głównym narzędziem, które bohaterce kryminału pozwoliło przeprowadzić brawurową akcję ucieczki z więzienia w lochach twierdzy, było... szydełko, które miała ze sobą razem z zaczętą robótką :)))
OdpowiedzUsuńDość ponury czynnik sprawczy różnorodności specyfiki wzorów "swetrzanych"... Okazuje się, że ściegi robótkowe też czasem dają podstawę do snucia ciekawych fabuł :)
OdpowiedzUsuńIntrygująca:)chętnie bym przeczytała:))))))
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie - może kiedyś uda mi się do niej sięgnąć.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam czytadlo fajne, również polecam , mialam okazję przeczytac ....
OdpowiedzUsuńpozdr.
Inga